środa, 27 lipca 2011

Niespodzianka...

Godzina 7:15. Tata obudził mnie do szkoły. Można było spodziewać się, że wstanę z wielkim oporem. Ubrałam się luzacko. Jeansy - rurki, t-shirt i do tego siwa bluza. Wzięłam plecak i poszłam na dół. Siadłam przy stole z nieprzyjemną miną...
-Elwi daj spokój... Musisz iść do szkoły - powiedziała mama.
-Dobra, dobra... . - nie chciałam jej dłużej słuchać i poszłam do szkoły.
Szłam spokojnie z słuchawkami w uszach, włączyłam w telefonie Pezeta. Od razu poprawił mi się humor. Idąc, zauważyłam, że ktoś za mną biegnie. Zatrzymałam się i odwróciłam. To był Fabian... 
- Heej Elwi - krzyknął 
- Czeeść. - uśmiechnęłam się i poczekałam na niego.
- Co tam u Ciebie? Pierwszy raz do nowej szkoły? - spojrzał na mnie i zapytał.
- Hmm, jest spoko... Nom niestety, trochę się boję, nie znam tam prawie nikogo... No po za Tobą i Jessicą...
- Jessicą? Jaką? - zapytał zdziwiony. 
- Jessica Yell, podobnie do mnie, dopiero co się tu wprowadziła i ... oo właśnie idzie! - stwierdziłam - Widzisz? O tam - pokazałam w jej stronę 
-Jess! - krzyknęłam w jej stronę 
-Elwii! - zaczęła iść w moją stronę. 
Doszła do nas i we troje doszliśmy do szkoły. Fabian pokazał nam szatnie, przebrałyśmy się i siadłyśmy pod klasą, na ławce. Każdy znów patrzył się tak dziwacznie. 
- Zaczyna mnie to wkurzać... - stwierdziłam - Czemu tak głupio się patrzycie?! - wybuchłam gniewem
- Spokojnie... Ja też tak mam... - uspokoiła mnie Jessica. 
Zadzwonił dzwonek, weszliśmy do klasy. Razem z Jessicą stwierdziłyśmy, że na razie możemy usiąść w jednej ławce. Tak się stało. Minęła pierwsza, druga, trzecia lekcja. Dzień mijał mi tu bardzo szybko, ponieważ lekcje były luźne, no w końcu to pierwszy dzień szkoły. Lekcje skończyły się. Pożegnałam się z Jess i pozostałymi rówieśnikami. 
-Uff, nareszcie.  - pomyślałam i udałam się w stronę mojego domu.
Idąc, znowu puściłam muzykę z fona. Tym razem była to Hifi Banda - Mieli być tu . Lubię to...
Doszłam do domu, rzuciłam plecakiem w korytarzu i poszłam w stronę kuchni, by powiedzieć o pierwszym dniu w szkole, rodzicom. Przez to wszystko kompletnie zapomniałam, że są dzisiaj urodziny mojego taty. Szybkim ruchem, złapałam za plecak, po czym wyjęłam z niego portfel. Pobiegłam do najbliższego sklepu i kupiłam dużą bombonierkę. 2 dni temu zrobiłam tacie szkatułkę na różne drobne rzeczy. 
- Mam nadzieję, że mu się spodoba - pomyślałam.
- Cześć mamo, hej tato . - krzyknęłam wchodząc do domu. 
Szybko udałam się do mojego pokoju, wzięłam szkatułkę i poszłam do taty, wszystko działo się tak szybko, że z tego wszystkiego poślizgnęłam się na schodach... 
- Ałaaaaa - zapiszczałam przeraźliwie. 
Rodzice szybko zjawili się obok mnie. 
-Co się stało?! Nic Ci nie jest Elwi? - zapytała bardzo wystraszona mama. 
-Nie wiem, boli mnie tuu... - wskazałam na łokieć od lewej ręki. 
Bez chwili wahania, pojechaliśmy na pogotowie ratunkowe. Lekarz założył mi gips... 
- No ładnie ... - warknęłam podczas wychodzenia ze szpitala. 
- Trzeba uważać, musisz być bardziej ostrożna. Masz już prawie 14 lat! - powiedział tata. 
- Uspokójcie się! Ale fakt, Elwirko musisz bardziej uważać - dodała mama. 
Wróciliśmy do domu, dopiero teraz, po 2 godzinach, dałam tacie bombonierkę, szkatułkę i obsypałam go miłymi życzeniami, a właściwie wierszykiem z życzeniami, który wymyśliłam sama.
Był już wieczór, mama wyjęła z lodówki tort, przyjechała do nas babcia wraz dziadkiem. No w końcu jutro jest sobota, więc mogłam posiedzieć trochę dłużej. Bardzo bolała mnie ta ręka, lecz nie chciałam już jęczeć i psuć rodzicom miło spędzonego wieczoru. Udałam się do mojego pokoju. Siadłam na fotelu, włączyłam laptopa i weszłam na gg. Odezwało się kilka osób, jeszcze z Katowic. Pytali mnie jak tu jest i czy tęsknie. Wiadomo, tęskniło mi się, ale czułam, że tutaj znajdę lepszych, szczerych przyjaciół...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz