sobota, 17 września 2011

Prawdziwe szczęście...

Weekend. Sobota. Powieki zaczęły otwierać się dopiero po 11:23... Po odkryciu kołdry zaczęło robić mi się bardzo zimno. Chwyciłam za leżący na krześle szlafrok i zeszłam szybkim krokiem na dół.
- Co na śniadaniee? - zawołałam na schodach.
Lecz nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Rozejrzałam się po domu i faktycznie. Nie było nikogo. Stałam na środku zupełnie wystraszona. Pierwszy raz od przeprowadzki zostałam sama w domu. Wyszłam na dwór, poszłam do garażu i rzeczywiście. Nie było nawet śladu po samochodzie rodziców. 
- Może pojechali na zakupy - zaczęłam sobie tłumaczyć, wracając do domu.
Stanęłam przy lodówce, otworzyłam ją po czym wyjęłam mleko. Zrobiłam sobie śniadanie - standardowo płatki na mleku. Jedząc złapałam za gazetę, która leżała na parapecie. Zaczęłam czytać... Zupełnie nieogarnięta usłyszałam, dzwonek drzwi. Nie spodziewałam się żadnych gości, no rodzice chyba też nie. To był Fabian... No nieźle, ja w stanie nieogarnięcia, w tych błękitnym szlafroczku w serduszka. Cóż. Otworzyłam. Widziałam po jego minie, że chciało mu się śmiać, z powodu mojego wyglądu.
-Heej, mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - roześmiał się delikatnie.
- Nom... nie nie. - spojrzałam z roześmianymi oczami. 
Lubiłam te momenty, w których go widziałam. Był taki niepowtarzalny. Niby typowy skate, ale o dobrym sercu. Wiedziałam, że prędzej czy później połączy nas coś większego niż tylko koleżeństwo. 
- Tak sobie pomyślałem i wiesz... robimy dzisiaj wypad do kina? Wieczorem... - spytał speszony.
- Wieczorem mówisz...? Ok, w sumie. Czemu nie?
- To jesteśmy umówieni. - odetchnął z jakby ulgą.
- Nom, wieczorem przed domem - uśmiechnęłam się z zakłopotaniem. 
Zamknęłam drzwi i mina zrobiła się nieciekawa. Wiedziałam dobrze, że wieczorem muszę jechać do babci z rodzicami, ale z drugiej strony bardzo chciałam iść do tego kina. 
-Cholera... - zaczęłam wzdychać.
Z okna, zauważyłam podjeżdżający samochód rodziców. Na tylnim siedzeniu spostrzegłam siedzącą babcię. Uff.. Przynajmniej pójdę do tego kina... Stanęłam obok drzwi, przywitałam się z babcią i powiedziałam rodzicom o moim wieczornym wyjściu. Zgodzili się. Nie sądziłam nawet, że pójdzie tak szybko. Cóż. Cieszę się. Poszłam na górę, ogarnęłam się, ubrałam. Posiedziałam na kompie i spojrzałam na zegarek. Była już 17. Szybko zleciało. O 18;30 pod domem. Postanowiłam, że zacznę się szykować. Weszłam do  < zdaniem wszystkich > mega dużej garderoby i zaczęłam szukać czego odpowiedniego. 
- Co my tu mamy... - wzdnechnęłam. 
Wybrałam białą bokserkę, czarne rurki i czarne balerinki. Wyprostowałam delikatnie ciemne, długie włosy. Grzywkę upięłam na bok i byłam gotowa do wyjścia.
- Mamo, tato, ja już lecę. Wrócę ok 21. - uśmiechnęłam się do nich
- Baw się dobrze. I pamiętaj! Uważaj na siebie . 
- Tak, tak... - odpowiedziałam beztrosko
Wyszłam z domu. Przed nim, stał już Fabian.
- Yy, ładnie wyglądasz - stwierdził. 
- Dzięki - uśmiechnęłam się, po czym wyruszyliśmy w stronę kina.
- Too... na co idziemy? - zapytałam 
- Może... Smerfy? - roześmiał się.
- Hahah, hmm. Wolałabym coś innego.
- Spoko, w takim razie wybierzemy na miejscu. 
Idąc, co chwile na Niego spoglądałam. On po prostu dawał mi szczęście będąc obok mnie. Na jego widok  twarz uśmiechała mi się dobrowolnie. Czułam, że jest mi pisany, że może być tak dobrze. Lecz się bałam. Rozczarowania... 
Po chwili poczułam delikatny dotyk na swojej dłoni. Spojrzałam na rękę i zobaczyłam, jak trzyma mnie za nią ... Wtedy zrozumiałam, że... 
- Elwi... Ja muszę Ci coś wyznać... Odkąd mieszkasz tutaj, po prostu zauroczyłem się w Tobie. Dajesz mi szczęście i czarujesz nawet zwykłym uśmiechem. Chciałbym wiedzieć czy Ty... no czy Ty cokolwiek do mnie czujesz... - spojrzał mi głęboko w oczy.
Widać było, że to co powiedział było dla niego bardzo ważne i bał się reakcji. W tej chwili poczułam radość...
- Fabian... Ja po prostu... Cię kocham . - wpadłam w jego ramiona.
Przytulił mnie mocno i wtedy poczułam się tak bardzo bezpieczna. Wiedziałam, że to nie jest chwilowe. To będzie trwało i trwało. Jest i będzie dla mnie wszystkim. 
- Może nie idźmy do tego kina, zmienimy kierunek? 
- Oczywiście... A więc dokąd idziemy. 
- Chodź, pokażę Ci fajne miejsce. 
Szłam otulona jego ciepłem... Było nam razem tak dobrze. Nie chciałam żeby kiedykolwiek się to skończyło...

środa, 27 lipca 2011

Niespodzianka...

Godzina 7:15. Tata obudził mnie do szkoły. Można było spodziewać się, że wstanę z wielkim oporem. Ubrałam się luzacko. Jeansy - rurki, t-shirt i do tego siwa bluza. Wzięłam plecak i poszłam na dół. Siadłam przy stole z nieprzyjemną miną...
-Elwi daj spokój... Musisz iść do szkoły - powiedziała mama.
-Dobra, dobra... . - nie chciałam jej dłużej słuchać i poszłam do szkoły.
Szłam spokojnie z słuchawkami w uszach, włączyłam w telefonie Pezeta. Od razu poprawił mi się humor. Idąc, zauważyłam, że ktoś za mną biegnie. Zatrzymałam się i odwróciłam. To był Fabian... 
- Heej Elwi - krzyknął 
- Czeeść. - uśmiechnęłam się i poczekałam na niego.
- Co tam u Ciebie? Pierwszy raz do nowej szkoły? - spojrzał na mnie i zapytał.
- Hmm, jest spoko... Nom niestety, trochę się boję, nie znam tam prawie nikogo... No po za Tobą i Jessicą...
- Jessicą? Jaką? - zapytał zdziwiony. 
- Jessica Yell, podobnie do mnie, dopiero co się tu wprowadziła i ... oo właśnie idzie! - stwierdziłam - Widzisz? O tam - pokazałam w jej stronę 
-Jess! - krzyknęłam w jej stronę 
-Elwii! - zaczęła iść w moją stronę. 
Doszła do nas i we troje doszliśmy do szkoły. Fabian pokazał nam szatnie, przebrałyśmy się i siadłyśmy pod klasą, na ławce. Każdy znów patrzył się tak dziwacznie. 
- Zaczyna mnie to wkurzać... - stwierdziłam - Czemu tak głupio się patrzycie?! - wybuchłam gniewem
- Spokojnie... Ja też tak mam... - uspokoiła mnie Jessica. 
Zadzwonił dzwonek, weszliśmy do klasy. Razem z Jessicą stwierdziłyśmy, że na razie możemy usiąść w jednej ławce. Tak się stało. Minęła pierwsza, druga, trzecia lekcja. Dzień mijał mi tu bardzo szybko, ponieważ lekcje były luźne, no w końcu to pierwszy dzień szkoły. Lekcje skończyły się. Pożegnałam się z Jess i pozostałymi rówieśnikami. 
-Uff, nareszcie.  - pomyślałam i udałam się w stronę mojego domu.
Idąc, znowu puściłam muzykę z fona. Tym razem była to Hifi Banda - Mieli być tu . Lubię to...
Doszłam do domu, rzuciłam plecakiem w korytarzu i poszłam w stronę kuchni, by powiedzieć o pierwszym dniu w szkole, rodzicom. Przez to wszystko kompletnie zapomniałam, że są dzisiaj urodziny mojego taty. Szybkim ruchem, złapałam za plecak, po czym wyjęłam z niego portfel. Pobiegłam do najbliższego sklepu i kupiłam dużą bombonierkę. 2 dni temu zrobiłam tacie szkatułkę na różne drobne rzeczy. 
- Mam nadzieję, że mu się spodoba - pomyślałam.
- Cześć mamo, hej tato . - krzyknęłam wchodząc do domu. 
Szybko udałam się do mojego pokoju, wzięłam szkatułkę i poszłam do taty, wszystko działo się tak szybko, że z tego wszystkiego poślizgnęłam się na schodach... 
- Ałaaaaa - zapiszczałam przeraźliwie. 
Rodzice szybko zjawili się obok mnie. 
-Co się stało?! Nic Ci nie jest Elwi? - zapytała bardzo wystraszona mama. 
-Nie wiem, boli mnie tuu... - wskazałam na łokieć od lewej ręki. 
Bez chwili wahania, pojechaliśmy na pogotowie ratunkowe. Lekarz założył mi gips... 
- No ładnie ... - warknęłam podczas wychodzenia ze szpitala. 
- Trzeba uważać, musisz być bardziej ostrożna. Masz już prawie 14 lat! - powiedział tata. 
- Uspokójcie się! Ale fakt, Elwirko musisz bardziej uważać - dodała mama. 
Wróciliśmy do domu, dopiero teraz, po 2 godzinach, dałam tacie bombonierkę, szkatułkę i obsypałam go miłymi życzeniami, a właściwie wierszykiem z życzeniami, który wymyśliłam sama.
Był już wieczór, mama wyjęła z lodówki tort, przyjechała do nas babcia wraz dziadkiem. No w końcu jutro jest sobota, więc mogłam posiedzieć trochę dłużej. Bardzo bolała mnie ta ręka, lecz nie chciałam już jęczeć i psuć rodzicom miło spędzonego wieczoru. Udałam się do mojego pokoju. Siadłam na fotelu, włączyłam laptopa i weszłam na gg. Odezwało się kilka osób, jeszcze z Katowic. Pytali mnie jak tu jest i czy tęsknie. Wiadomo, tęskniło mi się, ale czułam, że tutaj znajdę lepszych, szczerych przyjaciół...

wtorek, 26 lipca 2011

Rozdział pierwszy - Nowa.

1 września, nadszedł ten przykry dla mnie dzień. To okropne, że musiałam wyprowadzić się tak daleko od przyjaciół, tamtej szkoły... Zanim wróci mi humor, minie zapewne trochę czasu. Z oporem wstałam, poszłam do łazienki ogarnąć się, ubrać i biegiem na rozpoczęcie roku szkolnego - w nowe szkole... Było okropnie, każdy patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, jakbym im coś zrobiła... Widać było, że przyciągnęłam uwagę jednej osoby. Była to dziewczyna, wyglądała jakby była w moim wieku... Gdy poszliśmy z wychowawczynią do nowej klasy, siadłam w ławce sama i znów czułam te przeraźliwe spojrzenia moich rówieśników. Okazało się, że nieznajoma, wpatrująca się we mnie osoba, również jest w mojej klasie. Czułam się dziwnie ale postanowiłam, że przełamie strach i zapoznam się z nią. Gdy rozchodziliśmy się do domów, podeszłam do niej, podałam rękę i zwyczajnie się przedstawiłam ...
- Cześć, ja jestem.. Elwi, Elwira Mróz... Zauważyłam, że będziemy chodziły do jednej klasy, więc postanowiłam się zapoznać.-spojrzałam na nią i wyciągnęłam dłoń w jej stronę.
Spojrzała na mnie dziwnie, ale myślałam, że odwzajemni mój gest. Faktycznie, tak było.
- Hej, ja nazywam się Jessica Yell.  W połowie jestem amerykanką i nie znam tu jeszcze nikogo... Z językiem i akcentem też nie jest rewelacyjnie - zaśmiała się i ścisnęła moją dłoń.
-Nie jest tak źle, miło mi Cię poznać Jess-uśmiechnęłam się przyjaźnie i widać było, że znajdziemy wspólny język. 
-Mnie także. Wiesz muszę iść, przyjechał po mnie tata.. To do jutra Elwi.
- Do jutra - pomachałam jej.
Powoli udałam się w stronę mojego nowego domu. Po 15 minutach, byłam już na miejscu. 
- Jak było, El?- zapytała mama
- Em, no wiesz, całkiem dobrze, zapoznałam już jedną koleżankę. Ma na imię Jessica i podobnie do mnie, także dopiero się wprowadziła. 
- No widzisz, przynajmniej masz już koleżankę. Idź się przebrać i może pójdziesz do tutejszego skateparku? Zapoznasz kogoś.
- No w sumie mogę pójść. - odpowiedziałam, udając się na górę, do mojego pokoju.
-Uff w końcu mogę zdjąć te galowe "ciuszki". Uhh.
Założyłam luźny t-shirt, dresy, bluzę, wzięłam deskę i poszłam w stronę skateparku. Doszłam, wzrokiem wyczaiłam, że jest tu wielu skatów i może znajdę kogoś do gadki. Siadłam na ławce i zaczęłam bawić się deską. Po chwili zauważyłam, że przysiadł się do mnie jakiś chłopak. Wyglądał na 15-16 lat. Miał niebieskie oczy i ciemne włosy. W ręku trzymał swoją deskę. 
- Jak tam? Nowa jesteś? Wcześniej Cię tu nie widziałem.. - zagadał.
- Tak jestem nowa. Przeprowadziłam się tu 3 dni temu z Katowic...
- Jeździsz na desce? - spojrzał na mnie i wyczułam, że lekko się zdziwił. 
- Od 5 lat. Nie jest profesjonalnie, ale sprawia mi to frajdę więc... - uśmiechnęłam się do niego.
- Ah tak, rozumiem... - odparł.
- Tak wgl to jestem Elwi. - podałam rękę z przyjaznym uśmiechem.
- Miło mi, ja, ja.... - zamilkł spoglądając mi w oczy.
- Ty ...? - zaśmiałam się .
- Aaa, wybacz. Fabian. - ścisnął moją dłoń i uśmiechnął się. 
Spojrzałam na zegarek, była już 21:16, a zapomniałam, że miałam pomóc mamie w przygotowywaniu tortu na urodziny taty.
- Przepraszam, ale muszę iść do domu... - posmutniałam.
- Nic, nie szkodzi. Mógłbym Cię odprowadzić? - zapytał 
- Jeśli chcesz, nie mam nic przeciwko temu. - zerwałam się z ławki i zaczęłam iść.
Szliśmy 15 minut, rozmawiając o szkole. 
- Więc do której klasy idziesz teraz? - zapytał
- Do drugiej. A Ty? 
- Do trzeciej, widzę, że jesteś o rok młodsza. - uśmiechnął się
Doszliśmy pod mój dom.
- Ok, ja już ... no wiesz, idę. - spojrzałam na niego.
- Mieszkasz tutaj? - zdziwił się.
- Tak, skąd zdziwienie? 
- Widzisz ten zielony dom? - pokazał palcem. 
- Tak podobno mieszkają tu mili ludzie. - odparłam. 
- Ja tu mieszkam - spojrzał z ulgą.
Wewnętrznie poczułam radość i zadowolenie, że będę miała tak fajnego sąsiada.
Pożegnaliśmy się, po czym poszłam do domu. Dochodząc do mojego pokoju, rzuciłam się na łóżku, biorąc do ręki telefon...Żadnego nieodebranego połączenia, żadnej wiadomości, widać jakich miałam cudownych przyjaciół. Zrobiło mi się przykro...